Generacja Z mocno namieszała na rynku pracy. Rozpowszechniły się takie zjawiska, jak quiet quitting czy bare minimum Monday, aż przyszedł czas na lazy girl job. Czy zetki są leniwe czy po prostu poprzez stawianie granic pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym chcą udowodnić wszystkim dookoła, iż nie trzeba się przepracowywać, żeby zarabiać odpowiednio dużo i mieć przy tym czas na przyjemności? Czy to kolejny bunt ze strony młodego pokolenia czy po prostu chwilowy trend wypromowany na TikToku?