W różnorodnym kulturowo kraju trudniej jest walczyć z dezinformacją? / Truth Talks: Belgia

euractiv.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/ue-fact-checking/interview/w-roznorodnym-kulturowo-kraju-trudniej-jest-walczyc-z-dezinformacja-truth-talks-belgia/


„Belgia to mały, ale niezwykle złożony kraj, a dezinformacja często wykorzystuje podziały w społeczeństwie”, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl Trisha Meyer z Vrije Universiteit Brussel.

Dezinformacja w Belgii:

Dominujące narracje: antymigracyjne, opierające się na różnicach ekonomicznych (np. między regionami), odnoszące się do ochrony klimatu, technologii lub bieżącej polityki

Kto rozsiewa dezinformację: Chiny, Rosja, krajowi politycy (np. partia Interes Flamandzki)

Najbardziej rozpowszechnione fake newsy: związane z wojną w Ukrainie, rzekomo szkodliwym wpływem 5G lub innych technologii, krzewiące nienawiść wobec imigrantów, dotyczące amerykańskiej lub belgijskiej polityki

Walka z dezinformacją: działania mediów publicznych, edukacja medialna młodzieży

Witamy w Truth Talks, naszej nowej serii podcastów poświęconej wyzwaniom związanym z fake newsami i propagandą. Dyskutujemy z ekspertami z poszczególnych państw członkowskich UE i Ukrainy na temat tendencji związanych z rozsiewaniem dezinformacji oraz i analizujemy strategie walki z manipulacją informacjami.

Dziś skupiamy się na Belgii, o której rozmawiamy z Trishą Meyer, profesor w dziedzinie zarządzania cyfrowego i partycypacji w Brussels School of Governance na Vrije Universiteit Brussel, gdzie kieruje Centrum Badań nad Cyfryzacją, Demokracją i Innowacjami.

Trisha Meyer jest również główną badaczką EDMO BELUX, czyli centrum zajmującego się badaniami i weryfikacją informacji, a także edukacją w zakresie korzystania z mediów i przeciwdziałania dezinformacji w internecie w Belgii i Luksemburgu.

Belgia to niezwykle interesujący, ale zarazem trudny do analizy kraj. Ma aż trzy języki urzędowe oraz trzy duże regiony. Jakie narracje i tematy dominują w dezinformacji, którą można zaobserwować w Belgii?

Trisha Meyer: Opisała to Pani bardzo trafnie. Belgia to mały, ale niezwykle złożony kraj. Różnorodność narracji w różnych społecznościach doskonale to odzwierciedla. Różnice zaczynają się od warstwy językowej, ale przekładają się także na politykę i stają się podstawą dla dezinformacji.

Dezinformacja często wykorzystuje podziały w społeczeństwie. Już w początkach dezinformacji choćby nadawca publiczny RTBF donosił o możliwym rozpadzie Belgii. Od wyborów w czerwcu ubiegłego roku Belgia nie ma rządu państwowego. Polityka często pojawia się w codziennych rozmowach, ale może też mieć również poważniejsze implikacje.

Można również zauważyć obawy przed ingerencją zagraniczną. Jednym z charakterystycznych przypadków takiej ingerencji w Belgii była tzw. „papierowa ściana”. Takie praktyki dotyczyły nie tylko Belgii, ale miały miejsce również tu.

Wspomniała Pani o podziałach w belgijskim społeczeństwie. O jakie podziały dokładnie chodzi? Jakie narracje te podziały wywołują?

Są to na przykład różnice ekonomiczne między dwiema głównymi społecznościami – Flamandami i Walonami. Widać, iż politycy, w tym część flamandzkich separatystów, wykorzystują te dysproporcje.

Podobnie sytuacja wygląda w kwestii migracji. Pojawiają się narracje, iż z perspektywy gospodarczej, ale także jedności kulturowej, kraj lepiej radziłby sobie bez imigrantów. Taka niechęć wobec imigracji nie jest może czymś unikalnym dla Belgii, ale z pewnością można ją tu zaobserwować obecne. Wykorzystują ją szczególnie partie przechylone bardziej w prawo.

Z jednej strony mamy więc dysproporcje ekonomiczne, a z drugiej – zmieniające się sezonowo wzorce migracji i różne wydarzenia. Wszystko to służy rozprzestrzenianiu dezinformacji i teorii spiskowych, które dotyczą także na przykład sieci 5G czy zmian klimatycznych. Niektóre osoby, zwłaszcza te sceptyczne wobec zmian klimatu, powielają te fałszywe informacje.

A ta „papierowa ściana”? O co chodzi w tym zjawisku?

Była to chińska operacja wpływu, prowadzona w całej Europie. Tworzono strony internetowe, które przypominały prawdziwe media informacyjne lub inne „poważne” serwisy. Wyglądało to tak, jakby użytkownik rzeczywiście trafiał na taką stronę, na jaką zamierzał wejść, podczas gdy w rzeczywistości znajdował się na witrynie zawierającej alternatywne, dezinformacyjne treści.

W tym przypadku treści miały wyraźny prochiński charakter. Tę taktykę określa się również mianem efektu doppelgängera* i wraz z postępem technologicznym staje się ona coraz łatwiejsza do zastosowania. Operacja, o której mówimy, ma wyraźne powiązania z chińskim rządem.

Czyli dezinformacja w Belgii dotyczy głównie dysproporcji ekonomicznych, kwestii środowiskowych, a także imigracji.

Tak.

Czy rodzaje tej dezinformacji różnią się w zależności od regionu Belgii?

To dobre pytanie, czy rzeczywiście się różnią. Jest to kwestia bardzo mocno powiązana z językiem. W przypadku małego kraju, który dzieli języki z sąsiadami, można zauważyć, iż dezinformację często szerzy się w niderlandzkojęzycznych lub francuskojęzycznych mediach społecznościowych, w mniejszym stopniu w środowisku niemieckojęzycznym. Trudno jest więc powiedzieć, czy narracje dezinformacyjne różnią się w zależności od społeczności, ale myślę, iż tak. Widzimy, iż źródła lub miejsca, z których pochodzą, rzeczywiście są różne.

Pytała Pani, co jest unikalne dla Belgii. Są pewne specyficzne elementy, ale w Belgii widzimy też podobne trendy, jeżeli chodzi o dezinformację, jak w innych europejskich krajach. Nie mam jednak żadnych statystyk wskazujących, które narracje są bardziej rozpowszechnione w zależności od języka używanego przez daną społeczność.

Jakie są główne źródła tej dezinformacji? Wspomniała już Pani o Chinach i nawiązała do polityków…

Główne źródła dezinformacji można podzielić na aktorów zewnętrznych i wewnętrznych. W kontekście zewnętrznym łatwo jest wskazać Chiny i Rosję. Bardzo wyraźnym przykładem była wspomniana operacja „papierowej ściany”. Rosyjska dezinformacja też jest w Belgii zauważalna.

Mówiłam o dwóch społecznościach językowych, ale wpływ na dezinformację ma również międzynarodowy charakter Belgii, zwłaszcza Brukseli, ale nie tylko. Kolejną rzeczą, której jeszcze nie zbadano wystarczająco dobrze, jest dezinformacja występująca w innych językach niż trzy wspomniane wcześniej.

Jeśli spojrzymy na społeczności posługujące się na przykład językiem arabskim czy rosyjskim, wciąż robi się bardzo niewiele, by zrozumieć, jaka dezinformacja jest wśród nich rozpowszechniana. Po pierwsze wymaga to znajomości języków, a po drugie większej liczby osób, które zajmowałyby się monitorowaniem treści.

Jeżeli chodzi o aktorów wewnętrznych, to znana z rozpowszechniania dezinformacji jest skrajnie prawicowa partia Interes Flamandzki. Często powiela ona teorie spiskowe. Widać to szczególnie w narracjach dotyczących migracji, gdzie nierzadko wyrywa fakty z kontekstu, zwłaszcza w swoich postach w mediach społecznościowych.

Jakie narracje rozpowszechnia chińska i rosyjska dezinformacja? Bazuje na podziałach, o których już rozmawiałyśmy, a może wprowadza jakieś nowe tematy?

Nie, nowych narracji raczej nie ma. Rosja próbuje na przykład dezinformować na temat Ukrainy lub przynajmniej siać wątpliwości co do tego, co tam się dzieje. Pojawiają się również próby podważania zaufania do instytucji publicznych, demokracji i wyborów. Może to mieć oczywiście miejsce na poziomie krajowym, ale Belgia sama w sobie nie jest tak często celem zagranicznej dezinformacji, jak Unia Europejska, której główna siedziba znajduje się właśnie w Brukseli.

Jeśli chodzi o dezinformację na temat Unii, to pojawiają się na przykład twierdzenia, iż dzieci w Europie muszą poślubiać dorosłych i tak dalej. Nie musi więc być to koniecznie dezinformacja wymierzona w samą Belgię, ale raczej podważanie zaufania do instytucji publicznych, a przede wszystkim do UE.

Jakie jeszcze przykłady fake newsów występują w Belgii?

Współprowadzę centrum zajmujące się działalnością fact-checkingową. Gdy prowadzimy fact-checking, szukamy dezinformujących treści w językach źródłowych. Wprawdzie i bez tego możemy wskazać pewne narracje i trendy, ale najważniejszy jest powrót do konkretnego języka, w którym dane treści się pojawiają.

Obecnie w Belgii mamy dwie organizacje zajmujące się fact-checkingiem w języku francuskim: belgijskiego publicznego nadawcę radiowo-telewizyjnego RTBF oraz agencję prasową AFP. Fałszywe informacje dotyczą różnych tematów, od kwestii środowiskowych po politykę.

Można wspomnieć chociażby o skandalach politycznych w USA, o których głośno jest także tutaj. Kwestie środowiskowe również często się pojawiają. Przykładem jest dezinformacja na temat masztów 5G, turbin wiatrowych i podobnych tematów. Dezinformacja dotyczy także konkretnych partii politycznych.

W Belgii w tej chwili mamy kryzys polityczny – nie mamy rządu federalnego ani regionalnego rządu w Brukseli. Dezinformacja wykorzystuje takie sytuacje. Pojawiają się pytania, czy dane treści są dezinformacją, czy misinformacją (dezinformacją niezamierzoną) i z jaką intencją są one rozpowszechniane. Intencje nie zawsze są jasne.

Wróćmy do unikalności Belgii. Jak zdefiniowałaby Pani specyfikę narodową i unikalne cechy krajobrazu informacyjnego w tym kraju?

Belgia jest krajem o bardzo międzynarodowym charakterze, a Bruksela to jedno z najbardziej kosmopolitycznych miast na świecie. Widzimy to po zróżnicowanych grupach odbiorców mediów. Największe są społeczności francusko- i niderlandzkojęzyczne, ale wiele osób szuka też treści w języku angielskim. Większość Belgów posługuje się co najmniej dwoma-trzema językami.

Ci, którzy przybyli do Belgii w związku z pracą w instytucjach UE, organizacjach międzynarodowych lub z innych powodów zawodowych, korzystają również z mediów w swoich językach narodowych. To istotny czynnik, który należy wziąć pod uwagę przy reagowaniu na dezinformację. Moim zdaniem ten wielojęzyczny krajobraz medialny jest istotnym i unikalnym aspektem w kontekście przeciwdziałania dezinformacji lub zrozumienia jej wpływu.

Belgia jest podzielona na trzy społeczności językowe: flamandzką, francuską i niewielką społeczność niemieckojęzyczną na wschodzie. Te społeczności są bardzo odrębne, a podziały językowe mają wpływ na media, kulturę i edukację, którymi to obszarami zarządzają poszczególne wspólnoty językowe. Ludzie zwykle integrują się w obrębie tych wspólnot.

Na przykład przejście z uniwersytetu flamandzkiego na francuskojęzyczny w Brukseli może powodować wrażenie, jakby opuszczało się kraj. Ten podział jest ważnym i unikalnym czynnikiem, szczególnie jeżeli chodzi o narracje, które obserwuje się w poszczególnych społecznościach. Świadomość zróżnicowania językowego odgrywa kluczową rolę w zrozumieniu pojawiających się narracji.

Jak oceniłaby Pani działania podejmowane w Belgii w celu przeciwdziałania dezinformacji? Czy można zrobić coś więcej?

W Belgii, właśnie ze względu na jej różnorodność, rozwiązania muszą być elastyczne i dostosowane do specyfiki dezinformacji w danej społeczności. Na różnych szczeblach władzy poświęca się dość dużą uwagę temu zagadnieniu. Ważne jest przede wszystkim to, aby dezinformację postrzegać jako poważny problem, który należy rozwiązać – i to właśnie widzimy zarówno na poziomie federalnym, jak i w poszczególnych wspólnotach.

Na poziomie wspólnot publiczni nadawcy odgrywają kluczową rolę w dostarczaniu wiarygodnych wiadomości oraz tworzenie inicjatyw z zakresu edukacji medialnej, zwłaszcza w przypadku młodzieży.

Choć jest to proces powolny, to można mówić o pozytywnym rozwoju sytuacji. W szkołach wdraża się programy edukacyjne, ale ich efekty mogą nie być widoczne od razu. Niemniej jednak takie działania mają najważniejsze znaczenie dla budowania odporności społeczeństwa w dłuższej perspektywie.

Jednym z obszarów wymagających poprawy jest potrzeba uwzględnienia różnych grup wiekowych, statusów społeczno-ekonomicznych oraz języków innych niż te oficjalne. Ważne jest, aby rozwiązywać problemy tam, gdzie się pojawiają, uwzględniając te zróżnicowane czynniki.

Chociaż w belgijskim podejściu do dezinformacji widać wiele pozytywnych działań, wciąż pozostaje dużo do zrobienia. Mimo to cieszy mnie, iż dezinformacji poświęca się w polityce coraz większą uwagę. Rozwiązanie nie powinno być odgórne – wymaga ono zaangażowania szerokiego grona podmiotów. Nie można sprowadzać działań do formalnego „odhaczania” kolejnych punktów w procesie.

* Efekt doppelgängera to w psychologii zjawisko, które polega na przekonaniu o spotkaniu z własnym sobowtórem. Osoby doświadczające efektu doppelgängera często opisują intensywne przeżycie spotkania z kimś, kto jest ich dokładną kopią fizyczną. W wywiadzie nasza rozmówczyni mówi o odnoszeniu tego zjawiska do strategii dezinformacyjnych.

Chcesz dowiedzieć się więcej o dezinformacji w Belgii? Zapraszamy tutaj.

Idź do oryginalnego materiału