Kasia swoją pierwszą pracę w IT znalazła w Qubit. W odpowiedzi na aplikację otrzymała zadanie w JavaScript, a jego rozwiązanie przyniosło zaproszenie do dalszego etapu rozmowy rekrutacyjnej, który odbywał się w biurze w Londynie. Ta także przebiegła pozytywnie, dlatego Kasia przeniosła się do stolicy Wielkiej Brytanii i tak zaczęła się jej przygoda łącząca programowanie i podróżowanie. Poznajcie Kasię Wrześniak, która dziś pracuje na stanowisku Software Engineer w FLYR Labs.
Nie wszyscy decydują się na przeprowadzkę, bo wymaga dużej zmiany w życiu, nie tylko zawodowym. Czego nauczyło Cię to doświadczenie?
Zawsze wiedziałam, iż chcę mieszkać (przynajmniej jakiś czas) za granicą. Myślę, iż jako Europejczycy, nie doceniamy możliwości, jakie mamy. Możesz obudzić się i zdecydować, iż dziś wyjeżdżasz do któregokolwiek kraju UE i… po prostu możesz to zrobić! Rozmowy ze znajomymi z innych części świata uświadomiły mi, przez ile nieprzyjemnych etapów muszą oni przejść, aby móc pracować w Europie, a i tak ich pobyt tutaj jest często bardzo uzależniony od konkretnego pracodawcy. Nie wydaje mi się więc, żeby przeprowadzka np. z Krakowa do Londynu była znacznie cięższa niż z Krakowa do Warszawy (zakładając, iż nie masz dzieci).
Przeprowadzki na pewno nauczyły mnie minimalizmu. Pamiętam mojego Erasmusa w Niemczech – przez pół roku nazbierałam całą masę niepotrzebnych rzeczy, które później wysyłam paczką do Polski. Teraz wyprowadzam się jednym lotem z jedną walizką i plecakiem. Życie jest o wiele przyjemniejsze, jeżeli nie musisz ciągle myśleć, co zrobić z zebranymi przez lata rzeczami.
Ważną umiejętnością, której nauczyłam się po kilku przeprowadzkach, jest też umiejętność nawiązywania znajomości w nowym miejscu oraz utrzymywanie tych przyjaźni. Takie przeprowadzki często są bardzo samotne. Już nie przynależysz do swojej społeczności w Polsce, ale też nie jesteś “lokalsem” w nowym miejscu. Na szczęście coraz więcej osób wybiera taki sposób na życie i coraz łatwiej nawiązywać i utrzymać znajomości w “globalnej wiosce”.
Z Londynu przeniosłaś się do Dusseldorfu. Na podstawie jakich kryteriów oceniałaś nowego pracodawcę?
O trivago przeczytałam w artykule na StackOverflow. Opisywano ich jako najlepsze miejsce dla programisty JavaScript. Oczywiście wiem, jak działa reklama, ale postanowiłam sprawdzić to na własnej skórze i zaaplikowałam. Po ponad miesiącu wreszcie ktoś się odezwał i zaproszono mnie na rozmowę do Dusseldorfu. Podczas spotkania było dużo śmiechu, od razu “kliknęło” między nami.
Spodobało mi się to, iż rozmowa była rzeczywiście rozmową, a nie przesłuchaniem. Widziałam, iż naprawdę dbają o swoich pracowników i żyją wartościami, które mają wypisane na ścianach. Jedną z wartości był “fanatic learning”. Oznaczało to, iż celem każdego pracownika powinna być ciągła nauka. Trivago wspierało pracowników na wiele sposobów, a managerowie zwykle znajdowali czas i budżet, aby to ułatwić.
Rozmowa rekrutacyjna odbyła się stacjonarnie? Dziś to raczej rzadkość.
Tak, w obu przypadkach – zarówno Qubit do Londynu, jak i trivago do Dusseldorfu zaprosili mnie na stacjonarną rozmowę. Również wtedy nie było to aż tak oczywiste, by zagraniczni kandydaci byli zapraszani na rekrutację do siedziby.
Dla mnie osobiście miało to ogromny wpływ na ocenę firmy i ostateczny wybór przyszłego pracodawcy. Podświadomie mowa ciała, small talk i pierwsze wrażenie atmosfery w biurze wpływają na ocenę całego procesu rekrutacyjnego.
Od 2020 adekwatnie 100% rozmów rekrutacyjnych, w których uczestniczyłam, były zdalne. Doceniam ich łatwość i szybkość, ale też dziś już nie jestem zainteresowana ofertami pracy wyłącznie z biura, więc siedziba firmy nie musi być moim przyszłym miejscem zamieszkania.
Co wówczas miało dla Ciebie znaczenie, jeżeli chodzi o wybór pracodawcy?
Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu są możliwości rozwoju. Wybieram pracodawców, którzy obiecują największe możliwości rozwoju (niestety z tymi obietnicami różnie to już później bywa), bo to najbardziej owocuje w przyszłości i, przynajmniej w moim odczuciu, wiąże się z miłą atmosferą pracy. Do tego fajnie, żeby produkt również przynajmniej zahaczał o moje zainteresowania. Ponieważ zauważyłam, iż jeżeli do końca nie rozumiem produktu, zostaję zwykłym “koderem”, który nie jest w stanie spojrzeć na problem bardziej globalnie ani przynieść pomysłów na nowe funkcje.