Rewolucja AI zabierze nam pracę? Poprzednie rewolucje pracę tworzyły, a tym razem?

homodigital.pl 3 godzin temu

Czy rewolucja AI zabierze nam pracę? To pytanie pojawia się coraz częściej w dyskursie publicznym. Choć poprzednie rewolucje technologiczne, wbrew obawom, pracę tworzyły, to jak zauważył ostatnio szef Fed Jerome Powell, „tym razem może być inaczej”. Jak pokazuje badanie MIT, już teraz AI potencjalnie mogłoby wykonywać niemal 12% czynności wykonywanych przez pracowników w USA. Wykonuje znacznie mniej, bo pracodawcy jeszcze nie zdecydowali się na jej wprowadzenie. Jeszcze.

Poprzednie rewolucje pracę tworzyły

Ta historia powtarza się co jakiś czas z grubsza od czasów rewolucji przemysłowej: wprowadzana jest nowa technologia zastępująca ludzi w wykonywaniu pewnych prac, pojawia się panika, iż rzesze ludzi pójdą na bezrobocie, ale potem okazuje się, iż choćby jeżeli niektóre zawody znikają, to zatrudnienie tak naprawdę rośnie, po prostu ludzie muszą się przekwalifikować.

Tak było przy wprowadzaniu maszyn tkackich, gdy zwolennicy luddyzmu niszczyli krosna ze strachu przed utratą pracy, tak było przy rozwoju motoryzacji, gdy obawiano się o los woźniców, tak też było w epoce komputeryzacji. Za każdym razem okazywało się, iż zyski z wydajności pracy mają tak pozytywny wpływ na rynek pracy, iż ze sporym naddatkiem rekompensowały utratę miejsc pracy w zawodach, które dana rewolucja technologiczna likwidowała.

Czy tym razem może być inaczej?

Tak było dotąd. Tyle tylko, iż dotąd rewolucje dotykały relatywnie wąskich grup zawodowych: tkaczy, woźniców, sekretarki, czy, w przypadku wprowadzenia bankomatów, pracowników banków. Teraz może być inaczej: rewolucja AI ma szansę dotknąć bardzo dużej części pracowników umysłowych.

A jeżeli za generatywną AI pójdzie robotyka, tak jak obiecują nam niektórzy przedsiębiorcy na czele z Elonem Muskiem, to nie wykluczone, iż rewolucja AI wejdzie również do zawodów bardziej fizycznych, co do których na razie zakładano, iż są bezpieczne.

A jak to widzi Fed, amerykański bank centralny, który musi tę sytuację uważnie obserwować, bo gospodarka USA jest bodaj najbardziej w tej chwili wystawiona na wpływ AI?

Odpowiedź nie jest szczególnie budująca, bo Fed… nie wie. Z jednej strony są te historyczne doświadczenia, iż rewolucje technologiczne tworzyły więcej miejsc pracy niż niszczyły.

„Ostatecznie, od kilkuset lat dzieje się tak, iż po przejściu przez to wszystko zyskujemy wyższą produktywność, powstają nowe miejsca pracy i jest ich wystarczająco dużo dla ludzi” – powiedział niedawno Powell w odpowiedzi na pytanie o wpływ AI na rynek pracy.

Niestety, to nie daje nam żadnej gwarancji, iż również tym razem rynek pracy wyjdzie z rewolucji technologicznej zwycięsko. „Tym razem może być inaczej” – zaznaczył Powell. I dodał: „Co się tutaj wydarzy – będziemy musieli dopiero zobaczyć”.

AI jeszcze nie niszczy miejsc pracy…

Na razie jednak, przynajmniej z perspektywy makro, która najbardziej interesuje Fed, wpływ AI jest niewielki. Z jednej strony wielkie firmy albo ogłaszają duże zwolnienia albo przynajmniej zapowiadają, iż dzięki AI nie planują zatrudniać nowych pracowników, z drugiej strony to wszystko niespecjalnie przekłada się na wskaźnik bezrobocia.

To poniekąd zrozumiałe: zwolnienia związane z AI dotykają jak dotąd tylko pewnych kategorii zawodów, zwykle w sektorze technologicznym. Jak pokazują dane firmy konsultingowej Challenger, Gray & Christmas, przez pierwszych 11 miesięcy tego roku AI odpowiadała za redukcję niemal 55 tysięcy etatów w USA. Jak na rozmiar gospodarki amerykańskiej to niewiele.

Gorzej jest z punktu widzenia osób dopiero wchodzących na rynek pracy, zwłaszcza młodych osób, które właśnie ukończyli uczelnie. Dotyczy to zwłaszcza zawodów narażonych na automatyzację przez AI – w nich nastąpił 16% spadek zatrudnienia osób młodych względem zawodów nienarażonych na wpływ AI, jak pokazują wyniki badania Uniwersytetu Stanforda.

Jakie są te najbardziej narażone zawody? To przede wszystkim programiści i pracownicy obsługi klienta, ale również księgowi, pracownicy administracyjni czy menedżerowie finansowi.

… ale potencjał ma. I to już teraz

Jak duży jest potencjał zastępowania człowieka przez IT na rynku pracy? Postanowił to sprawdzić MIT, jedna z najbardziej prestiżowych uczelni amerykańskich. Zamiast skupiać się na zastępowaniu przez AI całych zawodów, badacze skupili się na czynnościach – bo każdy zawód obejmuje wykonywanie kilku-kilkunastu (czasem więcej) czynności, z których tylko część podlega automatyzacji przez AI.

Wynik? Okazało się, iż 11,7% (wartościowo) czynności wykonywanych przez amerykańskich pracowników podlega automatyzacji, jednak tylko około 2% jest w rzeczywistości automatyzowana. Gdyby firmy zdecydowały się zautomatyzować pozostałe jeszcze niezautomatyzowane niemal 10%, to w sumie automatyzacją zostałyby dotknięte miejsca pracy w tej chwili generujące w płacach 1,2 biliona dolarów rocznie.

A mówimy o potencjale automatyzacji przy obecnych możliwościach sztucznej inteligencji. W kolejnych latach potencjał ten na pewno będzie rósł.

AI puka też na polski rynek pracy?

Polskie firmy nie są może w awangardzie implementacji AI w procesach biznesowych, ale jest jeden sektor, który już pomału zaczyna odczuwać skutki rewolucji AI – to outsourcing usług i centra usług wspólnych. W sektorze tym, zwanym BPO (business process outsourcing), spora jest liczba posad związanych z IT, analityką, przetwarzaniem danych czy księgowością. A więc również tych zawodów, który raport Stanforda wymieniał jako podlegające automatyzacji.

Jak pisze Bloomberg, spośród przeszło 4 000 osób, które straciły pracę w Krakowie w pierwszych miesiącach, większość pracowała w przetwarzaniu danych, hostingu internetowym, księgowości i doradztwie podatkowym.

Jak odnotowuje agencja, nie każde zlikwidowane stanowisko było zastąpione przez AI – część wyemigrowała do tańszych państw azjatyckich. Ale AI dołożyła swoją cegiełkę.

A przypomnijmy, iż mówimy o sektorze zatrudniającym w Polsce niemal pół miliona osób, często nieźle zarabiających. Na szczęście trendy demograficzne powodują, iż masowe bezrobocie raczej nam nie grozi, ale poważniejsze redukcje w BPO mogą stać się istotnym problemem, zwłaszcza na lokalnych rynkach, gdzie sektor ten jest szczególnie mocny.

Utopia, zwykła technologiczna rewolucja, czy dystopia?

Co nas więc czeka? Utopia, w której sztuczna inteligencja da nam powszechny dobrobyt a praca stanie się takim samym hobby jak praca w ogródku? Pewnie nie, zwłaszcza iż robotyka nie poczyniła jeszcze aż takich postępów by zastąpić absolutną większość pracowników fizycznych.

Czy rację ma więc Goldman Sachs, który przewidywał niedawno, iż AI będzie miało tylko umiarkowany wpływ na zatrudnienie w USA, ze stopą bezrobocia rosnącą co najwyżej o pół punktu procentowego i zaledwie 2.5% miejsc pracy podlegających automatyzacji? Albo World Economic Forum, które wcześniej w tym roku przewidywało, iż AI co prawda zniszczy przeszło 90 mln miejsc pracy na świecie, ale utworzy 190 mln nowych, więc po rewolucji AI świat będzie lepszym miejscem – podobnie jak to miało miejsce w przypadku wcześniejszych rewolucji technologicznych.

W podobnym kierunku – umiarkowanego i pozytywnego wpływu AI na rynek pracy – idzie Kasia Syrówka w swoim raporcie Future 2026. Jak pisze, dla firm najważniejsze jest zrozumienie, iż technologia pozostaje jedynie narzędziem, a jej pełen potencjał może być wykorzystany tylko przez człowieka, co stawia na pierwszym miejscu rozwój kompetencji nieautomatyzowalnych, takich jak myślenie krytyczne, kreatywność i empatia.

Niestety, ta optymistyczna wizja, w której mamy owszem rewolucję technologiczną, ale ona tak naprawdę poprawia nam produktywność przez wyposażanie ludzi w odpowiednie narzędzia, ale niespecjalnie wpływa na zatrudnienie, może się nie ziścić.

Amazon nie przedstawia AI jako narzędzia, z którego korzystają ludzie, ale jako współpracownika człowieka. Współpracownika, który – jeżeli sądzić po rozmiarach już przeprowadzonych oraz niedawno ogłoszonych zwolnień – zastąpił wcześniej zatrudnianego przez Amazon człowieka.

Z kolei zwolnienia w Amazonie mogą zmusić do redukcji kosztów – a więc i zatrudnienia – jego bardziej tradycyjnych konkurentów, a handel detaliczny to potężny pracodawca z kilkunastoma milionami zatrudnionych w USA.

I to pokazuje kierunek, w którym może rozwijać się sytuacja – jedna duża firma w jakiejś branży stawia na automatyzację, zwalnia ludzi, redukuje koszty, być może również obniża ceny produktów. Inne firmy w branży są zmuszone zrobić dokładnie to samo – żeby nie utracić rynku, czy nie dopuścić do gwałtownego spadku zysków.

O ile poprzednie rewolucje technologiczne dotyczyły dość wąskich branż i zawodów, to obecna może zniszczyć lub potężnie przekształcić sporą część zawodów „umysłowych” w dość krótkim czasie. To zaś może uderzyć w popyt konsumpcyjny i, w konsekwencji, w gospodarkę.

A wtedy mamy już recesyjną spiralę – spada popyt, więc spada sprzedaż, więc firmy jeszcze bardziej szukają oszczędności, zwalniając kolejnych ludzi (i wprowadzając AI). I tak dalej… Zamiast przyspieszonego rozwoju gospodarczego mamy gospodarczą i społeczną dystopię.

Być może to właśnie miał na myśli Jerome Powell mówiąc, iż tym razem może być inaczej.

To na szczęście nie jedyny możliwy scenariusz. Ale taki, który z tyłu głowy powinni mieć ci, którzy sądzą, iż AI jest najlepszą rzeczą, jaka się przydarzyła ludzkości od co najmniej dekad.

Źródło zdjęcia: Vitaly Gariev/Unsplash

Idź do oryginalnego materiału